Vanity Fair
W ostatnim numerze Vanity Fair Italia godne uwagi są moim zdaniem dwa artykuły. Pierwszy artykuł-wywiad z Jennifer Aniston oraz wywiad z Carine McCandless, siostrą Chrisa, vel Alexandra Supertrampa, bohatera Ameryki ...
Ciężko jest mieć 30 lat i posiadać dziecko, ale jeszcze ciężej jest go nie mieć. Gdy jesteś młodą kobietą w związku zawsze musisz odpowiadać ma dwa pytania: kiedy ślub oraz kiedy dziecko? Zwykle są do pytania kierowane do kobiety, nigdy do mężczyzny. I nie rozumiem dlaczego. Jennifer Aniston również nie. Jej zdaniem równouprawnienie to właśnie równość w związku, decydując się na dziecko powinien wyrazić swą opinię również mężczyzna. I wziąć za tą decyzję odpowiedzialność. Znam wielu kolegów, którzy czują się "wrobieni w dziecko" lub są zmuszeni do ich posiadania. Wpływa to później na ich codzienność, związek oraz całe życie. Czy nie byłoby bardziej fair pytać również ich o zdanie?
Czy wreszcie kobieta, która nie urodziła dzieci zawsze musi w oczach rodziny i społeczeństwa być widziana jako ta, która "nie dała rady", "nie chciała wystarczająco" albo egoistka? Jennifer Aniston, amerykańska nie tylko aktorka ale od niedawna feministka uważa, że nie: " Nie uważam się, za przegraną jeśli nie spełniam oczekiwań innych, nie mam białego domku, dwójki dzieci i psa". Twierdzi, że mimo iż "dziecko nie wyszło z jej pochwy", czuje się matką: chrzestną, matką dzieci przyjaciół oraz ich czworga psów. Czuje się zrealizowana i szczęśliwa.
W dalszej części rozmowy, opowiada o tym, jak często ładne kobiety muszą udowadniać, że poza przyjemną aparycją jest coś więcej.O tym, jak często proponowano jej tylko sympatyczne role komediowe. W związku z tym sama wyprodukowała i zagrała pierwszoplanową rolę w filmie "Cake", opowiadającym o kobiecie, która na skutek wypadku stała się niewolnicą swojego ciała i głowy. Film w głęboki sposób dotyka tematu depresji u kobiet oraz leczenia jej. Uświadamia, że po rozpadnięciu się na kawałki, trzeba walczyć o siebie, nie ze sobą.
Jeniffer Aniston: aktorka, producent, feministka. Nie tylko sympatyczna dziewczyna z sąsiedztwa "była Brada Pitta", ale szczera i inteligentna kobieta.
Zdjęcie poniżej znam na pamięć. Zdjęcie, które jest pięknym świadectwem Człowieczeństwa, jest też tajemnicą i stało się inspiracją dla wielu ludzi z całego świata.
Czy znacie Chrisa McCandlessa? A może Alexandra Supertrampa?A może film Seana Penna "Into the wild" z przepiękną muzyką Eddiego Veddera z Pearl Jeam? Jeśli nie, musicie poznać niezwykłą historię Chrisa. Chris McCandless po zdaniu matury, oddał samochód, który dostał w prezencie od ojca, oddał wszystkie swoje (spore) oszczędności na cele charytatywne - zasilił organizacje zajmujące się redukowaniem głodu na świecie, wziął plecak i wyjechał bez określonego celu. W kilka miesięcy przemierzył Stany, zostawiając na ścianach w toaletach publicznych napisane swoje nowe imię: Alexander Supertramp. Stał się Podróżnikiem, zasmakował prawdziwego, wolnego od wszystkiego i wszystkich życia. Był Panem swojego czasu i kierunków, które obierał. Wreszcie dotarł na Alaskę, gdzie spędził ostatnie dwa lata swojego życia. Jego domem stał się stary szkolny autobus, który przerobił na swój dom i schronienie. Jadł to co sam upolował lub znalazł. Dużo czytał i pisał. W całkowity sposób stał się synem ziemi, synem gór i rzeki. Synem Matki Natury. Odnalazł spokój i pokój wewnętrzny i zapragnął wrócić do domu. Jednak poziom wody w rzece, którą przekroczył docierając na miejsce, zmieniła i zwiększyła swoją wysokość. Nie było możliwe przekroczenie jej, pomimo że próbował to zrobić dwa razy.
Miał ze sobą poradnik o ziołach i roślinach, do którego zaglądał przed zjedzeniem czegokolwiek. Nie wiadomo, czy głód czy pech zdecydował, że jagody, które znalazł i zjadł okazały się być trujące i w krótkim czasie zabiło Jego już zmęczone i wycieńczone ciało. Cały swój pobyt na Alasce dokumentował zdjęciami. Jego ostatnie zdjęcie przedstawia młodego mężczyznę, a praktycznie uśmiechnięty szkielet ubrany w ciepły polar. Trzyma kartkę, na której jest napisane " Miałem bardzo dobre życie, za które dziękuję Bogu. Żegnajcie i niech Bóg Wam błogosławi".
Miał ze sobą poradnik o ziołach i roślinach, do którego zaglądał przed zjedzeniem czegokolwiek. Nie wiadomo, czy głód czy pech zdecydował, że jagody, które znalazł i zjadł okazały się być trujące i w krótkim czasie zabiło Jego już zmęczone i wycieńczone ciało. Cały swój pobyt na Alasce dokumentował zdjęciami. Jego ostatnie zdjęcie przedstawia młodego mężczyznę, a praktycznie uśmiechnięty szkielet ubrany w ciepły polar. Trzyma kartkę, na której jest napisane " Miałem bardzo dobre życie, za które dziękuję Bogu. Żegnajcie i niech Bóg Wam błogosławi".
Jego życie, mimo że zakończone w 92 roku, nadal inspiruje artystów oraz ludzi w Ameryce i na całym świecie. Sama kilkadziesiąt razy na YouTube oglądałam relacje ludzi, którzy dotarli do autobusu, przemierzyli podobną drogę, opowiadają co widzieli i co czują. Byli wewnątrz autobusu, który w środku wydawał się być przytulnym pokojem z łóżkiem, książkami i piecykiem. Dziś Chriss McCandless miałby ponad czterdzieści lat. I o Jego życiu zaczęła opowiadać Jego siostra Carine ...
W filmie "Into the wild", na prośbę Carine, jej postać jest bohaterką drugoplanową, prawie nieważną. Już w filmie widać jednak jej silny związek z bratem oraz to jak cierpi, gdy Chriss postanawia opuścić dom rodzinny. Teraz opowiada o kulisach dramatycznego wyboru brata. Sama przyznaje, że ojciec nie był postacią pozytywną w jej rodzinie. Sytuacja była skomplikowana, ponieważ sam posiadał czworo dzieci, a dwójkę czyli Chrissa i Carine miał z relacji ze swoją kochanką. Dzieciom nigdy do końca nie wyjaśniono kto jest ich prawdziwą matką. Ojciec sam kazał wybierać dzieciom pasek, którym zostaną ukarane. Bił żonę. Ojciec mówił tylko o swoich oczekiwaniach i pieniądzach. Nigdy nie chciał lub nie umiał kochać swoich dzieci. Chriss nie był więc "zwariowanym hipisem", który wyruszył w podróż swojego życia. Opowiada, że był najstarszym wśród rodzeństwa, odpowiedzialnym, mądrym i wykształconym człowiekiem, który po prostu nie zniósł rygoru panującego w domu. Carine, nie oskarża jednak rodziców o śmierć brata, zarzuca im jednak, że to przez nich opuścił dom rodzinny. Czekała kilkadziesiąt lat na opublikowanie swojego świadectwa, mając nadzieję, ze sami się zreflektują i wyznają prawdę. Tak się jednak nie stało, co więcej po Jej publikacji wydali oświadczenie w prasie , że wszystko o czym mówi ich córka jest fikcją. Carine opowiada o kulisach życia codziennego, bo chce pokazać, że za bohaterem i ulubieńcem Ameryki ukrywa się zwykły, wrażliwy człowiek. Chce dodać brakujący puzzel do historii życia swojego brata. Uświadamia, że za każdą ikoną ukrywa się człowiek. I już teraz wiem, czego poszukam w księgarni w najbliższym czasie ...
Bo siostra zawsze wie najlepiej.
;)
Absolutnie zgadzam się z poglądami Jennifer. Z klasą reaguje na nieustające dywagacje na temat posiadania dzieci.Jest mądra, inteligentna i dowcipna.I co z tego,że nie ma dzieci.Nie ona jedna. Każdy powinien układać sobie życie wg własnych zasad a nie wg oczekiwań innych.Historia Chrisa jest niesamowita i bardzo dziękuje za ten wpis. Na pewno przeczytam jeszcze nie raz. Pozdrawiam
ReplyDeleteTo ja dziękuję za odzew i piękny komentarz, miło mi że się podobało :) pozdrawiam
DeleteBardzo fajnie J. Aniston sie wypowiedziala na ten temat... Ja co prawda nie przekroczylam jeszcze 30. roku zycia, a juz co 'ciekawisi' ze znajomych/rodziny dopytuja sie czemu nie mam chlopaka badz kiedy planuje go miec i miec dzieci O.O Jezu jak ja nie lubie takiej gadki... Po 30 chyba sie zamkne w domu i bede unikac spotkan z tymi ludzmi :P A tak serio, to zgadzam sie z Toba, zauwazylam ze zawsze kobiete sie pyta o takie rzeczy, a mezczyzny nie... :( W ogole pomijajac ze sa to sprawy prywatne i ze nie kazdy chce miec dzieci, to to pytanie jest nie ma miejscu, bo niektorzy po prostu nie moga miec dzieci i zmagaja sie latami z nieplodnoscia :(
ReplyDeleteSmuci mnie jeszcze to ze mimo tego ze zyjemy w XXI wieku, to dalej kobieta jest traktowana jako fabryka robiaca dzieci i absolutnie kazda z nas MUSI byc matka, bo inaczej wydarzy sie wielka tragedia...
A co do Into the Wild, ogladalam swietny film i porywajaca historia Chrisa :)
Zgadzam się z Tobą. Na pocieszenie Ci powiem, że co miesiąc jestem zmuszona spotykać się z kobietą, która mi powtarza, że "Celem życia kobiety jest urodzenie dziecka", potem dopytuje czy na pewno zrozumiałam !:) Jestem przygotowana, że tak będzie jeszcze bardzo długo, jedyne co mnie smuci to fakt, że "Kobiety kobietom gotują taki los" i bywamy dla siebie okrutne. Nie masz 30 lat, ale jesteś młodą, posiadającą swe poglądy feministką!:)) pozdrawiam i dziękuję za odzew.
DeleteOstatnio byłam na ślubie przyjaciółki, a tam w każdym prawie przemówieniu tylko gadanie o dziecku. Prezent dla nowożeńców od rodziców to śpioszki, bałam się nawet pomyśleć co by się stało gdyby dziewczyna okazała się bezpłodna. Ludzie to w ogóle wyobraźni nie mają. Na szczęście 5 miesięcy po ślubie udało im się podołać oczekiwaniom i teraz czekamy aż się maleństwo urodzi :)
ReplyDelete:) Ludzie myślą, że są wrażliwi ... :) pozdr
Delete