Marek Grechuta
Od czasu do czasu organizuję sobie polskie dni. Jem wtedy zupę pomidorową, czytam polskie książki i słucham Marka Grechuty. Moim zdaniem piosenkarz-poeta jest polskim dobrem narodowym po Chopinie i Koperniku. Jego charyzmatyczne występy i ważne, mądre i piękne teksty piosenek tworzą z Grechuty swego rodzaju Jima Morrisona. Ale Marek Grechuta w przeciwieństwie do Morrisona tylko (aż) stał na scenie w ciemnym fraku i siebie publiczności spokojnie i elegancko opowiadał. Gdy teoretycznie jestem sama,tak naprawdę nigdy nie jestem. Pamiętam, że ostatnią polską piosenką, jaką usłyszałam w radio przed przekroczeniem granicy był utwór Grechuty. Potem radio zaczęło niemiłosiernie trzeszczeć, a potem zanikł sygnał. Polska bardzo pięknie mnie pożegnała.
Z Polski dotarła do mnie książka "Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty", to ciepła rozmowa z żoną artysty o piosenkarzu, ich związku, o czasach w jakich żył i śpiewał Grechuta. Jak sama przyznaje, być może Marek nie byłby zadowolony z tej książki, bo uznałby za niestosowne opowiadanie o jego słabościach, jednak Danuta Grechuta uważa, że słabości których się wstydził dodawały mu uroku osobistego, dzięki temu stawał się normalnym człowiekiem, a nie- lewitującą gwiazdą. I taka jest ta książka o Marku Grechucie człowieku z krwi i kości, nie popularnym pieśniarzu. Poznajemy początki Jego kariery, pierwsze wielkie koncerty widziane oczami ukochanej kobiety. Bo nie jest łatwo mieszkać i żyć z artystą. Problemy i obowiązki codzienności pozostawały na Pani Grechucie, w czasach dla Polski trudnych. Gdy chodziła do sklepu wędliniarskiego w latach osiemdziesiątych, żeby kupić dla swojego Marusia ulubioną wędlinę do bułki na śniadanie widząc, że niczego w sklepie nie ma słyszała "Kości są". Zadawała więc pytanie: "Czy ja jestem, psem proszę Pani?"
Opowiada o Marku, jako trzynastoletnim chłopcu, którego rodzice rozwiedli się. O Jego trudnych relacjach z ojcem, który nigdy nie był zadowolony że syn śpiewa, a nawet zażądał aby przestał występować. Marek Grechuta uwielbiał jabłka, nie chodził na wywiadówki do syna, nie interesowały go opinie krytyków na Jego temat,a jeśli już je czytał to "miał ubaw". Był uwielbiany przez kobiety, ale autografy rozdawał mając małżonkę przy swoim boku. Często myloną ją z "piękną wiolonczelistką" i proszono o autograf, który posłusznie składała podpisując się "Anna Wójtowicz, wiolonczelistka". I wszyscy byli szczęśliwi.
Marek Grechuta ma syna Łukasza. W książce znajdziemy również historię zaginięcia ich syna, który pewnego zimowego dnia stwierdził, ze pragnie zwiedzić Europę, bo ma dość "życia na wczasach" i wyszedł z domu. Na rok. Dla każdego rodzica byłby to szok, był również "krzyżem " dla Marka Grechuty, który syna szukał również poprzez telewizję, starając się ogarnąć medialny szum wokół całego zdarzenia. Był jednak przekonany, że przyjdzie dzień, w którym Łukasz po prostu zadzwoni do domu, że wraca. Tak się stało. Telefon odebrała Danuta Grechuta, szybko dała znać mężowi, że "Zadzwonił Łukasz", na to tatuś: "Nareszcie. A skąd?". Odpowiedziała: "Z Rzymu", co spowodowało komentarz: "Należało się tego spodziewać". Po czym odwrócił się i spokojnie zasnął.
Mogłabym przytaczać wiele anegdot, historii i przygód z życia Marka Grechuty. Tutaj na ziemi toskańskiej, znają go wszyscy mieszkańcy mojej kamienicy, bo często gdy słucham Grechutę robię to na cały głos. I wiecie co? Pomimo, że nikt nie rozumie tutaj polskich słów, muzyka Marka Grechuty, wprawia w ruch nogę osiemdziesięcioletniej Marii (urodzonej w Rzymie), która wsłuchuje się w melodię piosenek i wybija rytm stopą, mając przy tym bardzo zadowoloną minę.
Gdy wracam w nocy lub wieczorem do domu, w towarzystwie włoskich przyjaciół i słyszę: Ale ciemno! Odpowiadam im po polsku "Nie ma się czego bać, to tylko księżyc idzie srebrne chusty prać" ...
Patrzą się na mnie zdziwieni. A ja znowu nie jestem sama. Jest noc, Marek Grechuta i ja.
:)
Grechuta jest niesamowity.Piękna muzyka i ten głos.Magiczny, który robi bardzo dobrze "na duszę". Z tego co piszesz, to pani Danuta napisała książkę nie tylko o śpiewającym poecie, ale o człowieku z krwi i kości. Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty....lato, lato, lato itd.....
ReplyDelete