autobiography

30.9.15 PMC 0 Comments


Jak już wiecie (lub nie) czytam, podziwiam i szanuję Stephena Hawkinga. Napisał On autobiografię, nie mogłam jej przeoczyć. Ciepła historia życia Naukowcy, który stał się swego rodzaju symbolem zamknięta jest w krótkiej i ciepłej książeczce bogato ilustrowanej zdjęciami z prywatnego albumu zdjęć Hawkinga. Autor "Krótkiej Historii czasu", napisał swoją "Krótką historię", pełną zabawnych anegdot, konkretnych informacji biograficznych oraz wielu ciekawostek naukowych, które nawet dla tłumoka matematycznego jak ja, są w miarę przyswajalne (choć nie ukrywam, że dla mnie trudne). Według mnie Stephen Hawking to nie tylko genialny naukowiec i profesor, ale Wielki Człowiek i właśnie na historii - Stephena człowieka skupiłam się najbardziej. Fizyk rzadko i niechętnie opowiada o sobie, choć bogactwem swojego życia mógłby obdzielić przynajmniej kilkaset osób. Nie wiem, czy wynika to z Jego nieśmiałości czy wielkiej skromności. Zabawne jest to, że Jego autobiografia jest bardzo krótka, natomiast jego książki naukowe to często tomy trudne i długie do przebrnięcia.

A tak to się zaczęło ...

"Urodziłem się 8 stycznia 1942 roku, dokładnie trzysta lat po śmierci Galileusza. Jak szacuję, tego dnia przyszło na świat  jeszcze około dwustu tysięcy innych dzieci.Nie wiem, czy któreś z nich zainteresowało się później astronomią"


Hawking pięknie opowiada o swoim dzieciństwie, ekscentrycznym ojcu, tradycyjnym wychowaniu jakie otrzymał oraz bardzo skromnym domu rodzinnym. Przypomina sobie czasy szkolne (o dziwo nie lubił matematyki! ale z czasem stwierdził, że nie da się mówi o prawach rządzących we Wszechświecie nie używając do tego matematyki). Pisze również o pierwszych objawach Jego choroby i o tym jak zmieniła ona Jego życie (na lepsze!) ...

"W klasowym rankingu ocen nigdy nie znalazłem się wyżej niż mniej więcej w połowie stawki (to była bardzo bystra klasa). Moje prace wyglądały wyjątkowo niechlujnie, a mój charakter pisma przyprawiał nauczycieli o rozpacz.Z drugiej strony koledzy nadali mi przezwisko Einstein, więc przypuszczalnie dostrzegli we mnie jakiś potencjał".

"Przybieraliśmy pozę całkowicie znudzonych i emanowaliśmy przekonaniem, że nie ma rzeczy dla których warto się wysilać. Moja choroba miała między innymi taki skutek, że radykalnie zmieniła do tego podejście. Perspektywa możliwej śmierci w młodym wieku uświadamia ci, że warto żyć i jest mnóstwo rzeczy, które chciałbyś zrobić".

"Na ostatnim roku studiów w Oksfordzie zauważyłem, że robię się coraz bardziej niezdarny. Po upadku ze schodów poszedłem do lekarza, ale usłyszałem tylko - Odstaw piwo. Po przeprowadzce do Cambridge, moja niezdarność wzrosła. Podczas Świąt Bożego Narodzenia, kiedy jeździłem na łyżwach, na jeziorze w St Albans, przewróciłem się i nie mogłem wstać. Matka zauważyła, te problemy i zabrała mnie do lekarza rodzinnego. Skierował mnie do specjalisty i wkrótce po moich dwudziestych pierwszych urodzinach poszedłem na badania do szpitala. Leżałem tam dwa tygodnie, podczas których poddawano mnie różnych torturom. Pobrano mi próbkę mięśnia z ramienia, przytwierdzano mi elektrody do ciała, wstrzyknięto jakiś nieprzepuszczalny dla promienie rentgenowskich płyn do kręgosłupa i prześwietlano mnie , by obserwować, jak ów płyn przesuwa się w górę i dół, kiedy przechyli się moje łóżko. Po tym wszystkim lekarze powiedzieli mi, na co choruję, poza tym, że nie jest to stwardnienie rozsiane i że jestem nietypowym przypadkiem. Zorientowałem się jednak, że spodziewają się pogorszenia mojego stanu i że nie mogą nic dla mnie zrobić - poza przepisaniem witamin, choć wiedziałem, że nikt nie wierzy w ich skuteczność w tym konkretnym przypadku. Nie pytałem o szczegóły, bo ewidentnie  nie mieli mi nic dobrego do powiedzenia".

Stephen w bardzo emocjonalny i dramatyczny sposób zmagał się ze swoją chorobą. Jako dorastający chłopiec był nawet trochę teatralny (opowiadał wszystkim, że wkrótce umrze), ale chyba nie ma się mu czego dziwić. Jednak Jego siła ducha zwyciężyła nad słabym i ułomnym ciałem - na zawsze.

"Świadomość, że cierpię na nieuleczalną chorobę, która prawdopodobnie zabije mnie w ciągu kilku lat, była nieco szokująca. Jak coś takiego mogło mi się przytrafić? Jednak podczas pobytu w szpitalu widziałem, jak w łóżku naprzeciwko mnie pewien chłopiec, którego trochę znałem, umiera na białaczkę. Nie był to przyjemny widok. Najwyraźniej niektórzy mieli gorzej ode mnie - moja choroba przynajmniej nie powodowała złego samopoczucia. Kiedy tylko nachodzi mnie chęć użalania się nad sobą, przypominam sobie tamtego chłopca".


Pomimo, że "Krótka historia" to autobiografia, Stephen mało opowiada o sobie. Książka przepełniona jest Jego naukowymi teoriami, a historie z Jego życia, jakby "niechcący" wplecione do środka. Ostrożnie. Nie pisze nigdy o miłości, chociaż wiadomo, że jest dla niego bardzo ważna. Nigdy nie wyznał jak cieszył się z narodzin córki, za to napisze:

"Moja praca nad czarnymi dziurami zaczęła się od nagłego olśnienia, którego doznałem w 1970 roku, kilka dni po narodzinach naszej córki Lucy".

Pisze o swoich wykładach w Kalifornii, o wygodnych, płaskich amerykańskich chodnikach oraz Anglii, która po powrocie wydała mu się jeszcze bardziej zaściankowa. O kryzysie jaki przeżył ze swoją pierwszą żoną. O tym, że nie dawała sobie rady z opieką nad nim, wynajęli do pomocy pielęgniarza (organistę kościelnego), z którym potem związała się Jego żona.

Stephen cierpiał, ale i on znalazł drugą żonę ... pielęgniarkę ... A potem stracił głos ... 

"Jeszcze przed operacją mówiłem coraz bardziej niewyraźnie, więc tylko ludzie, którzy dobrze mnie znali, potrafili mnie zrozumieć - ale przynajmniej mogłem się komunikować.Ekspert od informatyki z Kalifornii, przysłał mi napisany przez siebie  program komputerowy o nazwie Equalizer. Umożliwił mi on wybieranie słów z różnych menu na ekranie za pomocą trzymanego w ręku przycisku.Teraz korzystam z kolejnego programu jego autorstwa, Words Plus, reagujący na ruch policzka. Kiedy ułożę już sobie treść wypowiedzi, mogę przesłać tekst do syntezatora mowy. Nasz głos jest bardzo ważny. Jeśli ktoś mówi bełkotliwie, istnieje spora szansa, że ludzie będą go traktować jak niepełnosprawnego umysłowo. Zdążyłem się zżyć z moim sztucznym głosem, który stał się moim znakiem rozpoznawczym, więc nie zamienię go na inny, brzmiący bardziej naturalnie, dopóki wszystkie trzy syntezatory się nie zepsują. Po wyjściu ze szpitala musiałem mieć całodobową opiekę pielęgniarską. Początkowo wydawało mi się, że to konie mojej kariery naukowej i że zostanie mi tylko siedzenie w domu i oglądanie telewizji. Jednak szybko przekonałem się, że mogę kontynuować badania badawcze i zapisywać równania w programie Latex."


"KRÓTKA HISTORIA CZASU"

"Na pomysł napisania popularnonaukowej książki o Wszechświecie wpadłem w 1982 roku".
(to wtedy urodziłam się ja!!:))

Hawking opowiada o kulisach wydania Jego najważniejszego dzieła. Amerykańskie recenzje mówiły:

"Stephen Hawking cierpi na chorobę Lou Gehriga czyli chorbę neuronu ruchowego. Jest przykuty do wózka, nie może mówić i porusza tlyko x palcami. A jednak napisał tę książkę dotyczącą największego ze wszystkich pytań: skąd się wzięliśmy i dokąd zmierzamy? Z odpowiedzi, którą proponuje Hawking, wynika, że Wszechświat nie ma początku ani końca: po prostu jest. Aby sformułować tę koncepcję, Hawking wprowadza pojęcie czasu urojonego, które dla mnie to jest recenzenta, jest nieco trudne do zrozumienia. Mimo wszystko, jeśli Hawking ma rację i rzeczywiście dojdziemy do kompletnej zunifikowanej teorii, naprawdę poznamy myśli Boga".

A Hawking skomentował:

"Na etapie korekty autorskiej omal nie wyciąłem ostatniego zdania - właśnie o poznaniu myśli Boga. Gdybym to zrobił, może sprzedaż byłaby o połowę niższa".


Hawking zdradza w swojej autobiografii, że według niego nie są możliwe podróże w czasie, choć badania nad owym trwają, są finansowane przez rząd i ukrywane pod terminami naukowymi o "ruchomych cząstkach". Uważa, że gdyby podróże w czasie był możliwe, mielibyśmy teraz już wielu turystów z przyszłości, a on takich nie widzi.

Wszechświat Hawkinga jest bez granic, tak jak On ...

"Kiedy miałem dwadzieścia jeden lat i zachorowałem na ASL, uważałem, że to strasznie niesprawiedliwe. Dlaczego coś takiego zdarzyło się akurat mnie? Myślałem, że moje życie skończyło się i że nigdy nie zrealizuję swojego potencjału, który - jak czułem - we mnie drzemał. Jednak teraz, pięćdziesiąt lat później, mogę być po cichu zadowolony z życia.

Byłem dwukrotnie żonaty i mam troje pięknych, zdolnych dzieci. Odniosłem sukcesy w karierze naukowej. Niepełnosprawność nie stanowiła dla mnie poważnej przeszkody w pracy naukowej. Właściwie pod pewnym względami była wręcz zaletą: nie musiałem prowadzić wykładów i zajęć ze studentami ani zasiadać w nudnych komisjach, których obrady zajmują mnóstwo czasu. Mogłem więc całkowicie poświęcić się badaniom naukowym.Dla moich kolegów po fachu jestem po prostu jednym z wielu fizyków, ale dla ogółu stałem się  być może  najbardziej znanym naukowcem na świecie. Częściowo wynika to stąd, że naukowcy, poza Einsteinem, nie osiągają popularności gwiazd rocka, a częściowo stąd, że pasuję do stereotypu  niepełnosprawnego geniusza. Bycie znanym i rozpoznawalnym ma swoje plusy i minusy. Do minusów zalicza się to, ze podczas zwykłych czynności w rodzaju robienia zakupów, oblegają mnie tłumy ludzi chcących się ze mną sfotografować, a prasa dawniej wykazywała niezdrowe zainteresowanie moim życiem prywatnym. Jednak te minusy blakną w obliczu plusów. Ludzie autentycznie cieszą się, że mnie widzą.

Miałem pełne i satysfakcjonujące życie. Uważam, że osoby niepełnosprawne powinny skoncentrować się na rzeczach dostępnych dla siebie i nie żałować tego, czego nie mogą zrobić. Mnie udało się zrealizować większość pragnień. Dużo podróżowałem. Odwiedziłem sześciokrotnie Japonię, trzykrotnie Chiny i co najmniej raz każdy z kontynentów, łącznie z Antarktydą, choć z wyjątkiem Australii. Poznałem prezydentów Korei Południowej, Chin, Indii, Irlandii, Chile i USA. Wykładałem w Wielkiej Hali Ludowej w Pekinie oraz w Białym Domu. Pływałem łodzią podwodną, latałem balonem, odbyłem lot w stanie nieważkości i mam zarezerwowany bilet na podróż w kosmos w firmie Virgin Galactic."

"Moje wczesne prace wykazały, że ogólna teoria względności, załamuje się w punktach osobliwości: podczas Wielkiego Wybuchu i w czarnych dziurach. Z moich późniejszych badań wynika, że teoria kwantowa może przewidzieć, co się dzieje na początku i końcu czasu. Żyję we wspaniałym momencie w historii - to był cudowny okres do prowadzenia badań z fizyki teoretycznej. Jestem szczęśliwy, jeśli udało mi się wnieść jakiś wkład w nasze rozumienie Wszechświata."


Ja również jestem szczęśliwa,że mogę żyć w czasie, gdy mówi i pisze się o teoriach Hawkinga. Że to co najważniejsze i najbardziej skomplikowane podawane jest w łatwiejszej i przystępnej dla wszystkich formie. Że mogłam poznać życiorys nie tylko genialnego profesora i naukowca, ale przede wszystkim Wielkiego Człowieka.

Stephen, I love You.

0 comments commenti: